2 tygodnie temu wylądowaliśmy w Alpach :D Pogoda była... płaczliwa ;) padało i padało... Ale to nie przeszkadzało w wędrówkach a już tym bardziej w szydełkowaniu :D
Na początek w ruch poszedł bordowy kordonek i wytworzył dwie serwetki i kwiatka (kwiatek nie załapał się na sesję, ale z pewnością jeszcze będę takie robić, to pokażę). Zdjęcia robiłam w ostatniej chwili przed wyjazdem do Polski późnym wieczorem, więc z lampą i kolor nie wyszedł taki jak powinien :( no i są troszkę pogniecione po podróży w walizce, ale czasu na prasowanie i układanie już nie było...
Pierwsza z serwetek ma jakieś 20cm średnicy (nie pamiętam dokładnie, a serwetki zostawiłam mamie):
druga, już większa, ok. 50cmPewnie zauważy(łyś)cie, że zawsze muszę coś sknocić ;) bo jak się człowiek zagada to i doda coś od siebie ;p ale mamie ponoć to nie przeszkadza, że gdzieś tam nie zgadza się ze schematem i z chęcią serwetki przygarnęła;p
W drodze jest jeszcze obrusik, zostały 3 czy 4 rzędy do przerobienia ale to chyba dopiero, jak uporam się z bałaganem poprzyjazdowym ;)
Tak samo jak z waszymi blogami, których od ponad 2 tygodni nie widziałam i w tej chwili niestety nie jestem w stanie nadrobić, ale nadrobię na pewno :)
pozdrawiam serdecznie
Ależ cudne serwetunie... Boskie:):):)
OdpowiedzUsuńnie miałabym cierpliwości do takich serwetek, podziwiam ;)
OdpowiedzUsuńŚliczne serwetki i wcale nie dziwię się mamie że szybko przygarnęła :)
OdpowiedzUsuńPracowicie było na urlopie :) Serwetki piękne! :)
OdpowiedzUsuńŚwietne serweteczki, też bym je szybciutko przygarnęła. A "efektu zagadania" wcale nie widzę :)
OdpowiedzUsuń