czyli znów mnie wzięło na tatuaż...
a że finansowo nie da rady, a henna do mehendi w domu jest, to wczoraj (w ramach nocnej nauki do egzaminu ;p) utarłam sobie pastę, dzisiaj pobazgrałam kopytko :)
Hennę chyba inną muszę kupić, bo ta, którą mam kijowo sproszkowana jest i patyki zapychały mi rożek :/
a tak wygląda moja wielka improwizacja (jeszcze z pastą):
odbicie w lustrze

a te już wybłagane u małża (kwiatka na wewnętrznej stronie nie widać, ale to coś podobnego do tego "pączka"):

W końcu lato mamy, więc jak najbardziej zabawę z henną polecam wszystkim, którym się nudzi (tym, co się nie nudzi również) i chcą wyglądać nieprzeciętnie ;)
brązowawy kolorek i ten zapach... mmmm... chociaż ja czuję teraz już tylko olejek z drzewa herbacianego ;) ...też super :)
pozdrawiam serdecznie