poniedziałek, 15 marca 2010

na ciele malowane...

Od kilku lat marzę o tatuażu...
Jednak:
1) koszt troszkę wysoki (chyba wolałabym BIA albo cichutką maszynę do szycia ;p)
2) wiem, co chcę i gdzie chcę, ale czy mi się nie znudzi? Uwielbiam zmiany, monotonia mnie nudzi i podejrzewam, że po jakimś czasie zrobiłabym kolejny. Potem następny... A czy chcę? Nie wiem...
3) mąż się sprzeciwia
4) ...
Więc raczej jednak sobie odpuszczę (a już mężowi powiedziałam, że sobie zrobię choćby nie wiem co ;p) przynajmniej na razie (a potem będę "stara" i już sobie nie zrobię)

Póki co wytargałam tubkę henny do mehendi. Rewelacyjny zapach (jak dla mnie), zawsze można rysunek zmienić, ulepszyć... I nie wiem, czy przy hennie nie zostanę ;D Coś mi się tak zdaje, że jednak będę się "hennować" jak tylko najdzie mnie chandra i pomysł wytatuowania sobie czegoś na stałe ;) W razie czego oprócz gotowej w tubce, mam jeszcze prawie cały woreczek proszku, rozrobić zawsze można i paćkać się do woli ;) Na brązowo, a co!

Bardzo podoba mi się mehendi (mehndi). Jest w tym to "coś"... Tak jak w tańcu brzucha... na półce leży "Taniec zmysłów" - książka z płytą, kupiłam jakiś czas temu (jeszcze przed kontuzją kolana), popróbowałam troszkę i odłożyłam. Chyba ją odkurzę i się pouczę brzuchem kręcić ;) Może i na figurę pozytywnie wpłynie? ;p

Co do tatuaży henną... Nad morzem zrobiłam sobie chyba 2 razy tatuaż z henny. Natomiast wiem, że czarną henną (czyli henną z dodatkiem PPD) już nie dam się pokolorować. Uczulona nie jestem, to już wiem, ale po co ryzykować, mając w domu naturalną? Że brązowy rysunek wychodzi a nie czarny? Co z tego? Widziałam zdjęcia dzieciaków, które cierpiały przez takie tatuaże :( Wiem też, że jak Misiek podrośnie i będzie chciał taki tymczasowy tatuaż - nie zapłacę nikomu za czarną hennę. Wolę go sama pomalować naturalną. Czytałam że jest jeszcze coś takiego jak jagua, to już wychodzi jak czarna henna (trochę niebieskawy odcień), a bezpieczne.

No to sobie popisałam, a teraz moje kończyny dzisiaj :D nic specjalnego, tak na próbę - wykałaczką, a pasta rzadka :/ pogubiłam rożki i kocówkę do tubki, więc sięgnęłam po wykałaczkę. Tu jeszcze z pastą na skórze. Rano zdrapię (o ile się samo nie zdrapie - idę zapakować w folię i niech sobie działa)
Pozdrawiam serdecznie :D
Zmykam spać, rano Misiek nie da za wygraną i z łóżka wyciągnie...

5 komentarzy:

  1. piękne tatuaże ;) ja miałam całą dłoń wymalowana jeszcze w czasach szkoły średniej, ale ponieważ w naszej mieścince te parę lat wstecz nikt nie wiedział gdzie dostać naturalną hennę więc kolega z talentem stworzył swoje dzieło tuszem kreślarskim pelikana rysując mi po dłoni piórkiem ;)boleć nie bolało, raczej łaskotało...ale za to nawet nauczycielki podziwiały - po tygodniu tuszu praktycznie nie było widać, wystarczyło jeszcze 2 dni i nie było śladu ;) ale ważne było dla mnie to że Mama upewniona że to się za niedługo zmyje, nie protestowała.... bo to był taki mój mały bunt młodzieńczy ;)również dzięki tej zmywalności nie miałam problemów w szkole ;)

    http://kpkacha.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ślicznie się pomalowałaś! :) Na stopie kapitalny... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. mąż się sprzeciwia...
    a to Ci mąż!

    zrób sobie, taki malutki jakiś :)
    gdzieś, żebyś go nie widziała ;)
    nie znudzi się, a będzie!

    ja nigdy o tym nie myślałam, ale...?

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails